LO nr 43, Warszawa, Gładka 16
Janina Niemczynowicz    —    Pamiętnik 1916-1919

Do strony głównej SP i LO 43, Warszawa, ul. Gładka 16

||««pierwsza   |«poprzednia  -  59  60  61  62  63  64  65  66  67  68  69  -  następna»|   ostatnia»»||

64 z 73

[31 października 1918]

... tę sprawę. Wytłumaczyłam więc mu, co mną powodowało, że wyszłam, że mówiłam mu nawet o tem, lecz on pewno nie słyszał, że bynajmniej nie chciałam mu zrobić takiej przykrości, że i mnie też było przykro, że on poszedł i siedział tak długo sam jeden, a nie przyszedł do nas, no i tak całe to "zmartwienie" obustronne zakończyło się dobrze.

Drugim razem było znowu zdarzenie innego rodzaju. Poszliśmy po kolacji we trójkę na spacer, jak zwykle; lecz ponieważ na ganku spotkaliśmy Kamericka, więc zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy rozmawaiać i tak jakoś wyszło, że Kamerick zaczął opowiadać o swojej podróży do Japonii, o tamtejszych zwyczajach bardzo długie historje; ja z początku słuchałam, ale pxotem były takie jakieś niezrozumiałe słowa, że straciłam wątek i przysłuchiwałam się tylko machinalnie dźwiękom; raptem zauważyłam, że pan Albert ciągle mówi "Ahm, ahm, ahm" - tak mi się to wydalo śmieszne, że parsknęłam śmiechem i zaczęłam od tego czasu liczyć wiele razy on to powie, no i przez parę minut naliczyłam z górą 30 razy; jak tylko Kamerick poszedł, my też poszliśmy za bramę na spacer i pan Albert zapytał się, czemu ja śmiałam się, więc opowiedziałam mu z czego. Wszyscy jakoś śmialiśmy się z byle czego, jak to czasem bywa i byliśmy w dobrych humorach. Za bramą zatrzymaliśmy się na rozdrożu przy płocie i rozmawialiśmy sobie i ja myślę sobie: "Co ja mam stać, siądę lepiej na płocie", no i zapakowałam się na najwyższy szczebel; pan Albert śmieje się i mówi: "O, jaka pani egoistka, sama sobie siadła, a my stoimy" - więc ja mówię mu na to, że miejsca jest dosyć i dla niego na płocie, lecz on bierze Matulę pod rękę, mówi mi "do widzenia"! i odchodzą sobie; ja też odpowiedziałam "do widzenia" i siedzę dalej, myślę, że to żart i że oni zaraz wrócą, tymczasem widzę, że idą sobie coraz dalej i wreszcie zniknęli mi z oczu na zakręcie drogi. Posiedziałam jeszcze chwileczkę, nie wiedząc, co z sobą robić i pomyślałam sobie, że jednak za niemi nie pójdę, bo oni mnie zostawili, lepiej pójdę spać i już, ale potem znowu pomyślałam sobie, że szkoda spaceru i całego wieczora zepsutego, więc poleciałam nie drogą, ale przez ogród owocowy, przez krzaki i przez płot, chcąc im zabiec drogę i obrócić to wszystko w śmiech, szłam sobie dosyć śmiało i głośno, myśląc, że oni siedzą na ławeczce nad jeziorem, aż tymczasem oni siedzieli na mojem ulubionem złamanem drzewie na rogu parku i jak tylko przeszłam przez płot, pan Albert mnie zauważył i powiedział: "O, panna Janina".

Mnie zrobiło się jakoś tak wstyd, że nie mogłam zdecydować się wyjść, i tak przyczaiłam się, i stoję chwileczkę w cieniu, nie wiedząc co robić; wtem Matula mówi: "Chodź tu, Ninko, nam nudno bez ciebie", ale pan Albert nic nie powiedział i to mnie powstrzymało znowu; stoję dalej cichutko, a oni tam cóś półgłosem rozmawiają, ale co, to było niemożebnem słychać, tylko raptem słyszę znowu Matuli głos: "Ej, der Horcher an der Wand hört sein eigen Schand"1.

Mnie tak strasznie zrobiło się przykro, gdyż ja nawet najmniejszego zamiaru nie miałam podsłuchiwać, że łzy mi stanęły w oczach i rozpłakałam się na dobre, ale byłam tak cichutko, że oni pomyśleli, że mnie nie ma i poszli szukać mnie; ja tymczasem, jak tylko oni odeszli, przelazłam przez płot i siadłam na tym drzewie zrozpaczona; zaczęłam rozmyślać jak to wszystko wyszło i byłam strasznie zła i rozżalona na pana Alberta, bo jakże można było tak mnie samą jedną zostawić - jak ja idę sama jedna na spacer, to wiem, że jestem jedna, idę sobie i robię, co mi się podoba, ale tak - wyszliśmy we troje, a raptem wziąć i jedno z tych trojga zostawić? Myślałam, że może pan Albert obraził się za to, że ja zrobiłam uwagę za te "Ahm"? Kompletnie nie wiedziałam, co o tem myśleć, jednem słowem czułam się bardzo nieszczęśliwą, opuszczoną, rozżaloną itd. Księżyc cudnie świecił, lecz ja co na niego popatrzę, to mi się płakać chce i nic mnie piękność jego nie obchodzi.

_____________________

1 Właśc. Der Horcher an der Wand hört seine eigne Schand - przysł. niem. Dosłownie: "podsłuchujący przez ścianę nie usłyszy o sobie niczego dobrego".
Polskiego przysłowia-odpowiednika nie ma. Można tu użyć następujących fraz: "kto podsłuchuje, ten się źle czuje" albo "podsłuchy - złe duchy!" (przyp. red. - P.M.N.).


Powiększ...

||««pierwsza   |«poprzednia  -  59  60  61  62  63  64  65  66  67  68  69  -  następna»|   ostatnia»»||