Prof. Franciszek Fradyński
Filolog. Uczył języków angielskiego i łacińskiego. Był m.in. wychowawcą klasy IX B w latach 1954-1955.
Przezwiska: "Pingwin", "Gucio".

Wrzesień 1954, kilkanaście dni po przeniesieniu Szkoły Podstawowej i Liceum Ogólnokszałcącego nr 43 ze starego budynku przy alei Krakowskiej 169, do nowo powstałego budynku przy ulicy Gładkiej nr 9 (potem nr 16). Część uczniów Klasy IX B, Kursu 1946-1957 (rok ur. 1939), ze szpadlami w rękach, przygotowuje się do udziału w pracach wykończeniowych wokół szkoły.
W pierwszym rzędzie (od lewej): 1. Hanna Działak, 2. Elżbieta Mirkowska, 3. Teresa Niekrasz, 4. Zofia Bilewicz.
Stoją (od lewej): 1. Anna Wierzbicka-Strzałecka, 2. NN, 3. Elżbieta Chanecka, 4. Hanna Bukowska, 5. Prof. Franciszek Fradyński (wychowawca klasy IX B), 6. Alicja Jabrzemska-Piskorz, 7. Prof. Jadwiga Trzcińska, 8. Cezary Sikorski, 9. Anna Korzeniewska, 10. Wojciech Banasiak, 11. Anna Kozubowska, 12. Danuta Wacławek, 13. Janina Wojtczak, 14. Hanna Siedlecka, 15. NN.
(Fot. dost. przez Annę Wierzbicką-Strzałecką).
W roku szkolnym 1954-1955 powierzono mu wychowawstwo Klasy IX B. Anna Wierzbicka-Strzałecka, ur. 1939, uczennica kursu 1946-1957, w taki sposób wspomina swojego wychowawcę:
Niski, o rzadkich blond włosach, białych brwiach i rzęsach, słowem albinos. Głowa przechylona na lewe ramię, w ręku gruba czarna księga, rozmiarami trochę mniejsza od zeszytu. W niej były skrupulatnie odnotowywane nasze - absolutnie wszystkie - przewinienia...
Z pierwszej wywiadówki z "Guciem" moja mama wróciła załamana. Dotychczas nie miałam uwag na temat złego zachowania. Teraz została mamie odczytana cała ich litania: "Ania odwracała się na lekcji w dniu...", albo, "Ania rozmawiała z koleżanką na lekcji w dniu...". Jednym słowem - zgroza. Zaczęłyśmy się go bać...
Długo tu miejsca nie zagrzał. Uczył w naszym liceum tylko przez rok. Nie znam powodu Jego odejścia: odszedł sam, czy też go zwolniono.
Kilkanaście lat później, w rozmowie z młodszą o 10 lat koleżanką z pracy, okazało się, że prof. Fradyński uczył również ją, tym razem w liceum na Saskiej Kępie.
Ślady jego działalności znalazłam też w szkole, do której uczęszczała moja córka, a mianowicie Liceum im. Śniadeckiego.
Słyszałam, że na starość stał się fanatycznie pobożnym człowiekiem.
W 43 Szkole nie lubiliśmy go i wyśmiewaliśmy się z niego, ale teraz sobie myślę, że w gruncie rzeczy był to samotny i nieszczęśliwy człowiek.
(opr. 42.7)